Beskid Niski – wybieganie vol. 1

Wołowiec – (żółty) – Banica – ^Magurycz – Bartne – Bacówka Bartne – (czerwony) – Wołowiec

Dopadła mnie niechcica. Spanie więcej niż 4 godziny i kompletny brak zasięgu rozleniwia. Dodatkowo piękne okoliczności przyrody Beskidu Niskiego, z pogodą zmienno deszczową. Z lewa atakuje ogromna chęć wybiegnięcia, z prawej kompletna chęć nieróbstwa i lekka obawa o kolana. Ale dostaję zielone światło od wybranki więc nie ma co zrzędzić, okazja jakiej nie można zmarnować. Wybieram trasę po szlakach, zbieram graty i tuż po 10-tej ruszam. Dla niektórych elementów wyposażenia to pierwszy test użyteczności w terenie, dla innych dogrywanie szczegółów.

Wybiegam z Wołowca i skręcam w kierunku Banicy. Od razu dostaję próbkę uroku Banicy. Dwa lata temu poznaliśmy się biegowo i nic się nie zmieniło od tego czasu. Bieg przez trawy po pas, po urokliwym błotku, przez krainę mostków i strumieni. Przynajmniej od razu pozbywam się złudzeń, że dobiegnę czysty i suchy ? Buty od razu łykają wodę i błoto. Nawet nie próbuję robić uników, raz że najczęściej się nie da, dwa – wiem, że dalej będzie gorzej, więc nie ma co robić sobie złudzeń.

Kigery na szczęście potwierdzają moje z nich zadowolenie ciągłe. Łykają i od razu wypluwają wodę. Zero dyskomfortu. Wiem, że mogę im ufać. Oblepione błotem, czy po przebyciu strumienia robią to co im każe stopa i pozwalają kontrolować każdy krok. Mokro w środku, ale nie czuje się tego i nie ma to wpływu na bieg. Oczywiście gra duet, buty jedno, ale skarpety też robią swoje.

Trawy i błoto towarzyszą mi jeszcze gdy mijam gościniec Banica, cmentarz wojskowy i aż do drogi na Wołowiec. Za drogą trawy znikają, błoto zostaje. Przede mną Magurycz. W błocie widzę, że dzisiaj tę trasę pokonywały już dwie osoby, jedna w moim kierunku, druga przeciwnym. Ta druga też na Kigerach ? Zdziwienie, bo to nie jest zbyt powszechny but, a tu proszę – braciszek lub siostrzyczka ? (chyba raczej on sądząc po wielkości śladów). Nike wciąż ze swoimi dwoma modelami trailowymi nie może się zbytnio przebić w świecie zdominowanym przez inne trailowe marki.

Las, góra – dół, błotko – fajnie i spokojnie. Przyjemnie połyka się kolejne kilometry. Nagle wytrąca mnie myśl, że ten ktoś w Kigerach to „Gość” ? Zauważyłem, że od dłuższego czasu zbiegam w błotku, a on parł do góry, a traska w dół (dla niego w górę) dłuuuuga. W końcu kończy się. Jeszcze kawałek, kolejny strumień bez mostku i wybiegam na wąski asfalt w Bartnem. Tutaj zmieniam ocenę biegacza w Kigerach. Jeżeli biegł od bacówki w Bartnem to był z niego „niezły cwaniak”? Przede mną dłuuuugi podbieg do tejże bacówki po tym asfalcie. 1000 razy wolę podbiegać po leśnym błocie, nienawidzę asfaltu. Żegnam się z żółtym szlakiem.

Mijam XIX wieczną Cerkiew Świętych Kosmy i Damiana. Tym razem bez zwiedzania ?

Cerkiew Świętych Kosmy i Damiana  Bartnem

Dla zainteresowanych obiektem jest wiele stron informacyjnych np.:
https://pl.wikipedia.org
http://www.muzeum.gorlice.pl
http://www.drewniana.malopolska.pl
http://beskidniski.com.pl

Samo Bartne jest warte przejścia. Wzdłuż drogi  zachowały się biedne resztki łemkowskiego budownictwa, wraz z moim ulubionym na tej trasie – samotnym domkiem na górce, oby przetrwał jak najdłużej (więcej o tym procesie w PDF-ie pod trzecim linkiem poniżej).

Chyża w Bartnem

Zanim dotrzemy do szlaków wiodących do bacówki lub Wołowca, kawałek przed końcem asfaltu można nabyć dobry miód od bardzo sympatycznego gospodarza (łatwo zlokalizować po tabliczce przed domem z informacją o miodach). Kupowaliśmy kilka razy w różnych sezonach – zawsze dobry.

Bartne już od XVII wieku było znane z kamieniarstwa, w XIX wieku królowało w tej dziedzinie. Twórcy z Bartnego wypracowali specyficzny dla siebie styl rzeźby sakralnej. Ich dzieła można oglądać w wielu okolicznych miejscowościach – kapliczkach czy cmentarzach, np. właśnie w Wołowcu na cmentarzu obok cerkwi.

Więcej o Bartnem w linkach powyżej i tutaj:
http://malopolskatogo.pl
http://www.sekowa.info
http://www.nid.pl
a dla dociekliwych i szukających nie zabraknie innych opracowań i stron ?

Zahaczając o schronisko nie mogę sobie odmówić kawy i jajecznicy. Trudno, do Wołowca wracam o zapełnionym żołądku, może nie będzie się burzył.

Potwierdza się niestety opinia o gospodarzu wyłapana w Internecie. Bacówka pusta, ciemna i ponura, a ja czuję się jak petent – natręt, który komuś przerywa spokój życia. Widać, że gospodarz dba o obiekt, jest czysto (przynajmniej w części ogólnodostępnej), widać trwające prace konserwatorskie. Jednak nie zniechęcam się obojętnym stosunkiem gospodarza do mojej obecności i kawa z jajecznicą grzeją brzuszek. Następnego dnia odwiedzam Bartne z dziewczynami. Jest jeszcze gorzej. Dostajemy wprost informację, że jesteśmy nie w czas, pod nosem wyburczane staropolskie „noż q….” i oczywiście na początku długie oczekiwanie na pojawienie się i zauważenie przybyszów. Zniechęcające odpowiedzi. Generalnie, naprawdę trudno zbudować w sobie chęć do powrotu. Co ciekawe, człowiek ewidentnie interesujący. „Czuć”, że jest tutaj bo chce i to jest jego miejsce. Niestety z założenia obiekt schroniskowy/bacówka PTTK jest też dla innych i dla nich powstawał, nie dla gospodarza 😉 W prywatnym schronisku rozumiem, że właściciel określa swoje zasady, cele i ich realizację. Tutaj mam „dysonans poznawczy”. Tym bardziej czuje się zaciekawiony i będę wracał w celach poznawczych 😉

Kilka informacji o bacówce:
https://www.polskieszlaki.pl
https://pl.wikipedia.org

Z bacówki ostatnie kilometry do Wołowca biegnę czerwonym szlakiem.  Udaje się dotrzeć ok. południa na miejsce. Rozciąganko, pluskanko i z dziewczynami w góry ?, jeszcze cały dzień do przeżycia.

 

Plecak Aonijie testowany dotychczas tylko w „moich” lasach sprawdził się bezbłędnie także w warunkach bardziej górskich. Kijki do biegania Aonijie miały swój debiut, na razie poznajemy się. Wstępnie jest OK, nie idealnie, ale jak na pierwszy raz w porządku. Jeżeli opanuję przypadkowe odblokowywanie „naciągacza” w czasie biegu to będzie już idealnie ? Kilka razy miały okazję się złamać lub przynajmniej wygiąć – wytrzymały. Składanie w biegu – ok. Lekkie, więc nie ciążyły w łapkach na prostej. Stabilne – nie odczuwałem różnicy między nimi, a  moimi trekkingowymi Lekami.

 

Poniżej filmik dla znajomych, żeby przekonać ich, że warto w Niskim biegać. Może zachęci ich do entuzjastycznego TAK, gdy następnym razem będę rzucał propozycję wyjazdu ?

Zaznaczam, że materiał jest bardzo słabej jakości. Nie „kręce” aktywności, nie mam do tego parcia, sprzętu ani umiejętności późniejszej obróbki. Robione smartfonem (nie kupionym pod focenie więc akurat te właściwości ma przeciętne bardzo ?) , z ręki w czasie biegu więc wszystko skacze i lata ? Ale jak ktoś lubi biegać w terenie to wyłapie w tych kilkudziesięciu sekundach o co autorowi chodziło ?

Pierwsze ujęcie – okolice Banicy (chyba za gościńcem), później coś w drodze na Magurycz. Kolejne potok przed Barnem i na koniec dla krajoznawców cerkiew w Bartnem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *